czwartek, 14 sierpnia 2014

Ciężka walka z wiatrakami

Byłam pewna,że pochwale się wam jak to bezproblemowo znoszę ostatnia chemię,ale niestety nie ma takiej opcji. Wczoraj w połowie drugiego z trzech wlewów chemii dopadły mnie masakryczne wymioty. Całą nockę co godzinę męczyły mnie wymioty i ciągnie się to także dzisiejszego drugiego dnia. Nie jestem w stanie jeść ani pić. Dobrze że mnie nawadniają dożylnie,bo bym tu wyschła na wiór. Ciągle podają mi różne leki,które mają działać ale słabo działają. Szczerze to chce mi się wyć  z tej bezsilności,brzuch mnie już boli od wysiłki i nie jestem w stanie spać. Tak więc wieczorem będę zmuszona przyjąć coś na sen.
Pocieszam się że jutro ostatni trzeci dzień chemii a później kolejna dawka dopiero w środę.
Zastanawiam się tylko czemu to się tak teraz nademna znęca i stwierdzam że to chyba dlatego że taka długa przerwą była między kolejnymi kursami chemii.

Piszę na telefonie i widzę mnóstwo błędów w tekscie ale wybaczcie  nie mam sił tego poprawiać. To moje pierwsze pół godziny względnego spokoju więc korzystam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz